Niewiele jest takich robót, gdy nie używam ścisków, czyli przyrządów (specjalistycznych lub nie), za pomocą których jest możliwe czasowe unieruchomienie względem siebie dwu lub więcej elementów. Oczywista jest sytuacja klejenia, gdy konieczne jest dociśnięcie i unieruchomienie przynajmniej na czas wstępnego wiązania kleju. Ściskami wspomagam się także w trakcie wielu prac takich jak piłowanie, heblowanie, dłutowanie, a nawet docinanie nożem czy też trasowanie (pełnią wtedy rolę trzeciej ręki). Niezastąpione jest dla mnie także użycie ścisków w trakcie przymiarek rekonstruowanych elementów.
Mam wiele różnych ścisków, co w jakiejś mierze wynika ze sposobu ich pozyskiwania. Niektóre z nich to zakupy w czasach, gdy nie patrzyło się specjalnie, co jest do kupienia. Już sama możliwość nabycia była okazją. Przykładem mogą być ściski kleszczowe, które kupiłem w dalekich latach 70-tych w Składnicy Harcerskiej. Pamiętam, że sprzedawczyni bardzo się dziwiła, pytała o powody zakupu (kupiłem wszystkie, które były), a teraz mogę powiedzieć, że był to świetny zakup. Są to bardzo dobrze zrobione ściski przez fabrykę w Mielcu. Nigdy więcej nie widziałem ich już w handlu.
Są też takie ściski, które kupiłem, bo potrzebne mi były do wykonania pewnej konkretne pracy. W ten sposób trafił do mnie duży ścisk jednoręczny, bowiem nie miałem innego sposobu/narzędzia, którym mógłbym zdemontować cargę krzesła. Tu akurat przykład demontażu szuflady. Ten ścisk, po odwróceniu szczęk, można używać do ściskania.
Różnorodność ścisków pozwala mi dobrać taki, który najbardziej nadaje się w danej sytuacji. Na wstępie ścisk musi spełniać podstawowe kryteria. Niby jest to proste narzędzie. Ot, dwie szczęki, z których jedną (czasami dwie) można za pomocą jakiegoś mechanizmu przesuwać i w ten sposób, zmniejszając odległość między szczękami, wywierać nacisk na coś, co jest między szczękami. Jednak już na tym etapie mogą być problemy.
Po pierwsze, mechanizm docisku może nie spełniać swojej funkcji i nie wywoływać oczekiwanego nacisku. Jest to dosyć częsty przypadek ścisków jednoręcznych, przestają “ściskać”. W ściskach sprężynowych sprężyna przestaje być elastyczna, w śrubowych gwint się niszczy.
Po drugie, szczęki nie są w jednej płaszczyźnie, co powoduje przesuwanie się względem siebie klejonych elementów. Jest to dosyć typowa wada starych śrubowych żeliwno-stalowych ścisków, w których doszło do powstania znacznego luzu między ruchomą szczęką i jej prowadnicą. Także drewniane ściski z mimośrodowym systemem docisku mają tendencję do przemieszczania klejonych elementów. Ścisków z takimi wadami używam bo można sobie poradzić z problemami, które generują. Zdarza się też, że wykorzystuję tę właściwość ścisków w celu dociśnięcia w dwu płaszczyznach.
Po trzecie, ścisk nie powinien zostawiać śladów na ściskanych elementach. Tu remedium jest proste, stosuję podkładki, co jednak czasami komplikuje zadanie.
Jeśli już ścisk nadaje się do użytku to nie w każdej sytuacji jest dla mnie przydatny. Chyba najważniejsza dla mnie jest masa ścisku. Bardzo trudno jest skleić cienkie listewki za pomocą ścisków, z których każdy waży 2 kg. A nawet jeśli jest to doklejanie cienkiej listewki na pionową ścianę (przykładowo szafy) to waga ścisku będzie powodować przemieszczanie się klejonego elementu. Kolejną kwestią jest zasięg ścisku: jak daleko od krawędzi można docisnąć. Istotna jest też dla mnie możliwość kontrolowania nacisku, przecież nie chodzi o to by zgnieść ściskane elementy, ale o to by docisk był wystarczający dla danej operacji. Dobrą kontrolę docisku dają ściski śrubowe, podobnie ściski drewniane z mimośrodowym dociskiem. Natomiast ściski jednoręczne i sprężynowe dają małe możliwości regulacji.
Zwykle w operacjach klejenia używam jednocześnie wielu ścisków. Wynika to z mojego stylu pracy. Lubię przygotować tak wiele, jak tylko się daje uzupełnień w danym obiekcie i następnie wszystkie hurtowo przykleić. Wydaje mi się mieć to poważne zalety. Jeśli używam kleju na gorąco (a tak zazwyczaj jest) to nie muszę go podgrzewać do każdej wstawki osobno. Jeśli bym zrobił jedno klejenie to pewnie musiałbym poczekać do wyschnięcia bo trudno jest operować obiektem, który ma na sobie ścisk/ściski. A i w ten sposób efekty pracy przyrastają jakby lawinowo.
Jest także wiele sytuacji gdzie użycie wielu ścisków jest jedynym dla mnie sposobem wykonania klejenia.
W tym przypadku chodziło o doklejenie forniru we wgłębieniu. By worek z piaskiem dokładnie wypełnił (=docisnął) profil użyłem dwu ścisków działających w dwu płaszczyznach. Tak przy okazji, w tego typu sytuacjach zawsze przeprowadzam próbę działania “zestawu” dociskowego na sucho, przed właściwym klejeniem. Nie ma nic gorszego jak walka ze ściskami, które nie chcą spełnić swojej funkcji, gdy klej nałożony i za chwilę zacznie wiązać.
To było dosyć trudne, poprzedzone kilkoma przymiarkami przed właściwym zabiegiem. Celem było doklejenie forniru na ściętym narożniku. Docisk płyty grzejnej był realizowany za pomocą ścisku w ukośnym położeniu. Oczywiście musiał mieć jakiś punkt zaczepienia, którym była belka utrzymywana przez zielony ścisk i aby całość była stabilna użyłem ścisku w położeniu pionowym. Widoczne na tym zdjęciu ściski rurowe są dla mnie bardzo użyteczne w nieskończonej liczbie sytuacji. Ich szczęki mają bardzo mały wysięg, ale długość jest ograniczona tylko dostępną rurą.
Dosyć często zdarza się, że klasyczne ściski nie umożliwiają uzyskania pożądanego efektu, a to za mały zasięg, a to nie ma sposobu zamocowania i wtedy używam zastępczych środków docisku. W tym przypadku są to pasy transportowe, które dociskają płytę grzejną w czasie fornirowania.
Sznurek nylonowy (bo kleje, które stosuję, nie przywierają), byle nie elastyczny, także się przydaje jako ścisk w prawie beznadziejnych sytuacjach. Przykładem te obydwie złamane nogi figurki. Pęknięcia przebiegały po skosie, zgodnie ze słojami i użycie normalnego ścisku powodowało rozjeżdżanie się klinowatych elementów. Użycie sznurka pozwoliło docisnąć klejone powierzchnie i jednocześnie (poprzez podwiązanie do innych części obiektu) ustabilizować je we właściwym położeniu.
Inne narzędzie z kręgu tapicerskiego to zszywki/zszywacz, które potrafią być bezcenne, gdy nie sposób przytrzymać na czas wiązania kleju łączonych elementów. Ma to narzędzie swoje wady, pozostają otwory po zszywkach i inne ślady użycia zszywacza. Stąd tego sposobu chwytam się tylko wtedy, gdy uda się je skutecznie zamaskować (np. będą pod fornirem).
Taśma malarska w funkcji ścisku.
Podstawową zaletą taśmy malarskiej jest stosunkowo mało agresywny klej. Taśmy PCV są o wiele bardziej agresywne i potrafią szybko rozpuścić politurę a przyklejone do drewna, w czasie odrywania z łatwością odrywają włókna i do tego jeszcze ich klej plami drewno. Taśma malarska ma także te właściwości, ale ujawniają się one wtedy, gdy pozostawi się ją przyklejoną przez dłuższy czas, stąd też usuwam ją najszybciej jak to możliwe. Drugą istotną dla mnie właściwością jest łatwość odcinania, a dokładnie urywania taśmy malarskiej, jest to bardzo wygodne w czasie szybkich prac montażowych. Na rynku dostępne są taśmy różnych producentów, moimi ulubione kiedyś były te najtańsze, o żółtym kolorze. Od dłuższego czasu używam tylko niebieskich taśm. Wybór ten podyktowany jest ich najlepszymi z mojego punktu widzenia cechami: papier jest stosunkowo silny i mało rozciągliwy, a klej nie za słaby i nie za mocny, a do tego są cienkie.
Użycie taśmy malarskiej jako ścisku jest dla mnie jedynie okazjonalne i pewnie mógłbym zamiast niej użyć jakiegoś innego sposobu. Konieczna jest w innej sytuacji. Bardzo trudno byłoby mi używać klasyczne ściski bez tej taśmy, bowiem podstawowym zastosowaniem taśmy malarskiej jest dla mnie ustabilizowanie doklejanego elementu (zwykle forniru) tak, by po naniesieniu kleju i przyciśnięciu, pozostał on w odpowiednim miejscu (jeśli odjedzie to powstanie paskudna szczelina). Moja technika użycia taśmy jest następująca. Przyklejam odpowiedni odcinek taśmy na doklejanym elemencie, dociskam ten element do krawędzi, z którą ma się stykać i, lekko napinając taśmę, doklejam ją. Cała rzecz w tym by nie dociągać doklejanego elementu za pomocą taśmy, prawie na pewno pęknie, trzeba nakleić taśmę na dociśnięty elementy. Jeżeli tylko jest to możliwe zawijam taśmę za krawędź, wtedy o wiele lepiej trzyma. Na płaskiej powierzchni napięta taśma ma tendencję do dosyć szybkiego odklejania się.
Ścisk z kategorii super lekkiej wagi: pręt z włókna węglowego z dwoma ramionami. W tym przypadku klejenia drobnych listeweczek nie było możliwe użycie jakiegokolwiek innego ścisku ponieważ swoim ciężarem powodowałby przemieszczanie się klejonych elementów.
Tu zadanie polegało na przyklejeniu wstawki na wyoblonej powierzchni.
Użyłem forniru z odzysku. Taki fornir jest zawsze o wiele mniej elastyczny od świeżego i może łatwo popękać. By wzmocnić fornir poprzyklejałem na nim w poprzek włókien paski przylepca. Kolejnymi kawałkami przylepca uzyskałem zawiasę na jednej z krawędzi i dzięki temu mogłem dociąć drugą krawędź. Po naniesieniu kleju kolejnymi paskami przylepca zamocowałem drugą krawędź. Klejenie wykonałem na gorąco, a użycie tego przylepca było możliwe tylko dlatego, że fornir z odzysku ciągle miał na sobie oryginalną politurę: w takim przypadku, nawet działanie temperatury nie powoduje negatywnych skutków kleju przylepcowego. Problem może pojawić się gdy do klejenia używam płyty grzejnej. Otóż wtedy, w efekcie większego niż w tym przypadku (użyłem worka z piaskiem) nacisku grubość przylepca może spowodować wgłębienie w fornirze. By uniknąć tego klejenie rozkładam na dwie fazy, najpierw z lekkim naciskiem płyty grzejnej, a następnie, po zdjęciu przylepców, już z pełnym naciskiem.
Jeszcze uwaga na marginesie: taśmy malarskiej nie używam w trakcie klejenia na ciepło surowego drewna. W wyniku działania temperatury klej z taśmy bardzo mocno wnika w drewno, taśma nie daje się później oderwać i nie dość, że wyrywa włókna drewna to jeszcze klej zostawia trudno usuwalne plamy.
2005 2023
©Copyright Zbigniew Roman, kontakt