Właściwie to tytuł mógłby być “odklejanie forniru” czy też wręcz “usuwanie starego forniru”, ale chciałem podkreślić, że przynajmniej dla mnie, stary fornir jest tak bezcenny, że nie usuwanie jest tu najważniejsze. Najważniejsze jest odzyskanie starego forniru, jest on bezcenny w wykonywaniu uzupełnień w zabytkowych obiektach.
Fornir, gdy nie ma się potrzeby użyć go powtórnie, albo wręcz nie można, bo jest bardzo zniszczony, można usunąć mechanicznie (dłutem, heblem czy też wręcz, jakie to obrzydliwe, szlifierką), ale nawet w takim przypadku najskuteczniej i najprościej (przynajmniej tak wynika z mojego doświadczenia) jest odparzyć za pomocą żelazka.
Potrzebne są:
Mam dwa żelazka, duże i małe. To duże, stare, ciężkie żelazko krawieckie, jest znakomite do celu tu opisywanego. Małe, mniejsze od normalnego żelazka domowego, jest bardzo przydatne do odklejania niewielkich fragmentów. Czasami trzeba usunąć resztki zniszczonego forniru na niewielkiej powierzchni. Mechaniczne usuwanie grozi uszkodzeniem podkładu, a tym małym żelazkiem można dokonać dosyć punktowego odparzenia.
Mokry (wręcz kapiący wodą) ręcznik, złożony na 3 lub 4 warstwy, kładę na odparzanej powierzchni, stawiam na nim włączone (im cieplejsze tym lepiej) żelazko i czekam. Para bucha. Po paru minutach sprawdzam, co się tam dzieje. Jeśli ręcznik podsechł, dodaję wody. Można ręcznik zanurzyć w wodzie. Ja zwykle wolę polać wody na ręcznik, byle nie na żelazko, bo zwarcie może być i będzie przerwa w pracy.
Po kolejnych paru minutach zdejmuję żelazko i próbuję szpachelką podważyć fornir. Jeśli daje się odspajać to odklejam/podważam tyle, ile się da, Jeśli nie daje się odspajać to kolejna porcja wody i odczekuję. Jeżeli udało się już kawałek (zwykle trochę więcej niż powierzchnia żelazka) odkleić to przesuwam ręcznik dalej, a pod odklejony kawałek podkładam szpachelkę żeby się przypadkiem nie przykleiło z powrotem. Oczywiście, gdy odklejany fornir nie będzie potrzebny to można odspojony kawałek po prostu oderwać. Ale, przynajmniej u mnie, jest to niezwykle rzadki przypadek.
By odklejany fornir był przydatny do powtórnego użytku poddaję go pewnym zabiegom.
Otóż, po odspojeniu fornir jest pokręcony i pokryty warstwą kleju. Obchodzę się z nim dosyć ostrożnie, bardzo łatwo jest spowodować pęknięcie, bowiem, paradoksalnie, odklejony fornir jest bardzo wysuszony. Wrzucam go do wody, delikatnie obciążam żeby możliwie cały był zanurzony i zostawiam na godzinę, dwie. Celem tego zabiegu jest namoczenie kleju, a także forniru. Kolejny etap to usunięcie kleju z forniru, robię to nożem. Delikatnie kładę fornir klejową stroną do góry i zeskrobuję klej. Robię to w moim pracownianym brodziku na szybie jako podkładce i polewam wodą z węża. Im więcej kleju uda się usunąć tym lepiej, bowiem odzyskany fornir będzie w efekcie bardziej elastyczny. Gdy już uznam, że klej usunięty to mogę przystąpić do suszenia. Fornir stroną klejową kładę na folii pcv, na fornir idzie szary papier i gazety, i cały taki pakiet wkładam do prasy. Folia od strony klejowej jest po to by fornir nie przykleił się, szary papier jest po to by uniknąć odciśnięcia się druku z gazety. Gazety co kilka godzin zmieniam, na miejsce mokrych wkładam suche. Po kilku dniach z prasy wychodzi kawałek starego forniru gotowy do powtórnego użytku.
Właściwie za każdym razem, gdy biorę do ręki taki odzyskany fornir to pusty śmiech mnie ogarnia na te wszystkie opinie o delikatności politurowego wykończenia. Powód? Po tych wszystkich zabiegach na fornirze pozostaje nadal wykończenie! Wystarczyłoby kilka ruchów tamponu, a powierzchnia lśniłaby jak nowa. Gdy zobaczyłem to pierwszy raz to prawie oczom nie wierzyłem: politura traktowana parą wodną, moczona w wodzie, ciągle się trzyma i dobrze wygląda.
2005 2023
©Copyright Zbigniew Roman, kontakt