Nie mam jednego ulubionego kleju, który bym stosował w każdej sytuacji. Polegam na tych, które mi się sprawdziły w zastosowaniu do pewnych zadań. Kryteria, które stosowałem i stosuję, dają się sprowadzić do przydatności użycia w danym zastosowaniu i trwałości uzyskiwanego połączenia.
Stanowczo unikam wszelkich klei na bazie polioctanowej, czyli białych klei powszechnie współcześnie dostępnych. Łatwo jest je rozpoznać po białym kolorze i kwaśnym, octowym zapachu. Jak wynika z moich obserwacji, kleje te bardzo słabo wnikają w drewno i, co ważniejsze, chyba nigdy nie twardnieją. Spotykam się z nimi w trakcie przeprowadzanych konserwacji i jeszcze nie widziałem przypadku, by elementy sklejone takim klejem były trwale połączone.
Kryterium, które także biorę pod uwagę w trakcie prac konserwatorskich, jest zgodność z tradycyjnymi technikami wykonawczymi. Tu właściwie nie mam żadnego wyboru - są to zawsze kleje zwierzęce, które do XX wieku były jedynymi stosowanymi powszechnie.
Tradycyjne techniki klejenia to nie tylko rodzaj kleju, ale także jego sposób użycia. Nie wiem z czym jest to związane, ale zauważyłem, że w meblach (jak i innych przedmiotach drewnianych, gdzie łączono elementy za pomocą kleju) wykonanych przed połową XIX wieku, nigdy nie spotkałem oryginalnych śladów kleju pozostawionych na powierzchni poza złączem.
Nawet w najdalszych zakamarkach pudła komody nie daje się znaleźć zaschniętego wycieku kleju, który przecież musiał wypłynąć w trakcie klejenia. Być może klej był na tyle drogi, że starannie odzyskiwano jego najmniejsze ilości. W obiektach z drugiej połowy XIX wieku można często spotkać wycieki kleju, a w obiektach dwudziestowiecznych jest to praktycznie normą. Oczywiście mam tu na myśli „eleganckie” wycieki kleju, takie jak na zdjęciu z lewej, które przedstawia złącze międzywojennego krzesła. Inną kwestią są niechlujstwa wykonawcze, popełniane przez beztroskich fachowców (jak ta na zdjęciu z prawej), takie przypadki pomijam.
Zawsze usuwam wszelkie ślady kleju, który wypłynął poza klejone złącze. Daje to przyjemny efekt estetyczny i zgodność z tradycyjnym standardem.
Klej skórny
Tradycyjny klej stolarski. Współcześnie dostępny głównie w postaci granulek. Wymaga namoczenia i następnie podgrzania w łaźni wodnej, by można było go używać. To sprawia, że jest dosyć niewygodny w użyciu. Przeszedłem kilka etapów radzenia sobie z problemem grzania tego kleju. Zacząłem od wersji garnek w garnku. Prawdziwa mordęga; gdy używałem emaliowanego to pozostawiony zasychający klej odrywał emalię odsłaniając stal a to, jak przeczytałem, źle wpływa na jakość kleju. Alternatywą był aluminiowy garnek, ale znowu wyczytałem, że aluminium źle wpływa na jakość kleju. By się pozbyć tych problemów przez wiele lat używałem szklanego słoika, jako naczynia z klejem, zanurzonego w garnku z wodą. Było to dosyć dobre rozwiązanie, tylko parę razy (jakiś mały błąd) słoik mi pękł. Od wielu lat jako naczynia na klej używam plastykowych pojemników (zazwyczaj wymagają obcięcia) i jest to zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. Używam dosyć dużego garnka z wodą, do którego wstawiam pojemnik z klejem. Duży garnek ma tę zaletę, że im więcej wody tym jest ona lepszym buforem temperatury, nie ma zbyt gwałtownego nagrzania, a i schładzanie jest powolne. W czasie używania kleju garnek z wodą, a w nim naczynie z klejem, cały czas stoi na elektrycznej kuchence z termostatem nastawionym tak, by temperatura wody wynosiła około 50 stopni. Podstawowym zastosowaniem tego kleju jest dla mnie fornirowanie, oczywiście na gorąco. Używam go także do przyklejania odspojeń oryginalnego forniru jak i niewielkich uzupełnień. Klej skórny podlega psuciu się (przecież jest to białko), ale zdarza mi się to niezmiernie rzadko, jeżeli już to pojawia się pleśń na jego powierzchni. Najczęściej, po prostu, zasycha. W takiej sytuacji zalewam go wodą i pozostawiam do napęcznienia.
Klej króliczy
Jest analogiczny, w zakresie technologii przygotowania, do kleju skórnego. Ma także podobne właściwości klejące z tym, że jest o wiele delikatniejszy, ma większą płynność. Kleju króliczego używam do prac pozłotniczych i do robienia farb.
Ten klej w roboczej postaci jest o wiele bardziej od skórnego podatny na psucie się. W związku z tym zazwyczaj przygotowany klej trzymam w lodówce. Jeśli przygotowany klej żeluje to znaczy, że jest dobry, a jeśli pozostaje w stanie wodnistym to znaczy, że nie nadaje się do użycia.
Płynny klej skórny
Poznałem ten klej gdzieś na początku lat 90-tych ubiegłego wieku i od tego czasu zawsze mam go pod ręką. Jest to produkt amerykańskiej firmy Titebond, zgodnie z deklaracją producenta (www.titebond.com) jest to klej skórny zmodyfikowany tak, by pozostawał w stanie płynnym. Nie wymaga podgrzewania, jest gotowy do użycia prosto z pojemnika. To naprawdę bardzo wygodny w użyciu klej.
Używam go głównie do klejenia złącz, jest do tego wprost idealny. Ma długi czas otwarcia (10 minut), co pozwala na wykonanie nawet bardzo skomplikowanego montażu. Nie znam innego kleju, którym byłbym w stanie skleić cargę krzesła (wszystkie elementy!) w jednej operacji. Używam go także do przyklejania drobnych fragmentów forniru, gdy akurat nie mam pod ręką gotowego kleju skórnego.
Bardzo ważną zaletą tego kleju jest to, że nie plami drewna, nie uszkadza powierzchni zapoliturowanych i daje się bardzo łatwo usuwać wodą z tych miejsc, gdzie nie powinien być.
Titebond Wood Glue
Klej do drewna Titebond
Pod koniec lat 70-tych XX wieku kolega przywiózł mi z wyjazdu do USA prezent. Była to butelka kleju, właśnie tego kleju. Jak pamiętam wydawał mi się on dosyć dziwny, niepodobny do znanych mi wtedy. O konsystencji wikolu, ale żółtawy, zwracało uwagę to, że zasychał na kamień. Nie sposób było się czegokolwiek dowiedzieć o tym kleju, znajomy też nic nie wiedział poza tym, że jest on w USA powszechnie używany. O tym, co to za klej dowiedziałem się wiele lat później i wszedł on do mojego żelaznego zestawu klei. Titebond Wood Glue jest klejem na bazie żywicy alifatycznej (www.titebond.com) i jest bardzo wygodny w użyciu. Ma dosyć długi czas otwarcia (5 minut), szybko zaczyna wiązać po złączeniu elementów, a całkowity czas wiązania to jakieś 30 minut. Do tego ma znaczne właściwości penetrujące, jest stosunkowo mało lepki: gdy kleję elementy z otworami po kołatkach to klej wypływa z tych otworów nawet, jeśli są znacznie oddalone od miejsca klejenia. Jest to odpowiedź na wiele problemów: klejone elementy nie mają tendencji do przesuwania się względem siebie i sklejone można dalej opracowywać bez zbędnego oczekiwania. Klej, który wypłynął na powierzchnię daje się łatwo usunąć mokrą szmatką i nie plami drewna. Jest to mój podstawowy klej używany do wklejania wstawek z masywu, klejenia pęknięć oryginalnego masywu, a także klejenia elementów konstrukcyjnych (gdy nie ma ich zbyt wiele w jednej operacji).
Kleje na bazie PVAc
z kilkuminutowym czasem otwarcia i kilkunastominutowym czasem schnięcia. To bardzo użyteczne kleje gdyby nie to, że mają dosyć dużą gęstość – trzeba bardzo mocno dociskać klejone elementy i mają one bardzo silną tendencję do przemieszczania się względem siebie. Lata temu używałem ten typ klei głównie ze względu na chęć zaoszczędzenia kleju Titebond (gdy był trudno dostępny). Teraz nie widzę żadnych powodów stosowania.
Kleje poliuretanowe
wygodnie jest zawsze mieć jakiś pod ręką i… bardzo rzadko używać. Klej poliuretanowy w czasie utwardzania przechodzi od konsystencji żelu do pianki, a jednocześnie znacznie zwiększa w tym czasie swą objętość. Uważam go za idealny w przypadku klejenia elementów ze znacznymi ubytkami, których nie sposób uzupełnić (czytaj: szkoda zachowanego oryginału, szkoda nakładu pracy/kosztów), czasami tak się zdarza. Wadą, jak na moje potrzeby, tych klei są dosyć duże opakowania: po ich otworzeniu klej dosyć szybko utwardza się. Sposobem na to (ale też nie na długo) jest bardzo precyzyjne zamykanie opakowania i chronienie kleju przed wilgocią.
Pojawiły się w tym moim spisie takie kleje, które, po pierwsze, nie są zgodne z oryginalnie stosowanymi i, po drugie, nie spełniają zwykle formułowanego oczekiwania odwracalności zabiegów konserwatorskich. No cóż, w niektórych przypadkach sprowadza się to do odpowiedzi na pytanie o to, czy w ogóle możliwe jest doprowadzenie danego obiektu do stanu używalności przy zachowaniu oryginalnych materiałów i technologii. Natomiast kwestia odwracalności bywa problematyczna. Jaki cel, przykładowo, miałoby rozkładanie na elementy zespolonej w konserwacji połamanej nogi krzesła?
2005 2023
©Copyright Zbigniew Roman, kontakt