Większość mebli skrzyniowych, z którymi miałem do czynienia, była fornirowana. Trafiały mi się także krzesła, które miały fornirowane elementy. Stąd forniry są u mnie w częstym użytku. Ich właściwy dobór jest dla mnie szczególny ważny, bowiem to fornir jest na powierzchni i świadczy o klasie mebla.
Muszę tu zrobić uwagę definicyjną, bo nie jest to tak by termin fornir zawsze oznaczał to samo. Fornir to cienka, rzędu 1-2 mm, deseczka uzyskiwana za pomocą piłowania, ale także cieniutki, 0,6 mm, płatek uzyskiwany za pomocą noża. Meble, którymi zwykle się zajmuję pochodzą jeszcze z okresu fornirów uzyskiwanych poprzez piłowanie. Takie forniry zachowują wszystkie właściwości strukturalne drewna. To, że fornir był uzyskiwany poprzez piłowanie wcale nie oznacza, że na meblu jest gruby. Bardzo cenne gatunki drewien, w co wliczał się także mahoń, były zawsze cięte bardzo cienko, zazwyczaj jest to 1–1,2 mm, ale i w przypadku innych gatunków dobrej klasy meble nie były kryte grubszym fornirem. Owszem, stosowane były bardzo grube forniry (zwyczajowo zwane obłogami) na meblach niemieckich czy też polskich. W przypadku mebli kolbuszowskich było to nawet 3-4 mm, ale dotyczy to łatwo dostępnych gatunków krajowych. Faktem jest, że im grubszy fornir/obłóg tym prace remontowe, doklejanie odspojeń czy też robienie uzupełnień są łatwiejsze. Oczywiście najlepszym materiałem do tych prac są stare forniry, odzyskane ze starych mebli.
Zawsze, gdy używam starego forniru zachowuję jego oryginalną starą powierzchnię. Jeśli jest za gruby to ścinam go od spodu, jeśli jest za cienki to podklejam od spodu dodatkowy fornir (współczesny). Dosyć jest to proste w przypadku uzupełnień o niewielkiej powierzchni, trudniejsze jest, gdy powierzchnia uzupełnienia ma być duża. Problem w tym, że odzyskany stary fornir nigdy nie ma jednakowej grubości na powierzchni nawet jednego decymetra kwadratowego, a im więcej tym gorzej. Powód jest dosyć oczywisty, fornir, po naklejeniu był wyrównywany cykliną, niwelowano w ten sposób także nierówności podłoża (oprócz wygładzenia samego forniru). Na to nakładają się jeszcze remonty, w trakcie których także często intensywnie była używana cyklina. Charakterystyczne jest to, że stare forniry są najgrubsze w okolicach listew, wewnętrznych kątów mebla, które utrudniają dostęp cykliny, w centralnych częściach płaszczyzn fornir jest zwykle najcieńszy.
Na zdjęciach stara piła do cięcia forniru. Jest ona dosyć duża, rama ma wymiary 1400X480 mm i jest dosyć ciężka, ułatwiało to cięcie, które wymagało dwu osób. Grubość brzeszczotu to 0,7 mm, co pozwalało minimalizować straty materiału i też ułatwiało cięcie. Piła była dosyć długo i intensywnie używana, o czym świadczy zużycie brzeszczotu.
Nie zawsze mam wystarczająca ilość bądź rodzaj forniru starego i wtedy muszę skorzystać z fornirów nowych. Najpowszechniej są dostępne forniry cięte nożem. Skrawanie nożem polega na odcinaniu plastrów drewna z bala, który wcześniej był parzony w wodzie przez kilka dni. Technika ta pozwala uzyskiwać cieniutkie forniry, zwykle 0,6 – 0,8 mm, ale struktura drewna jest bardzo zniekształcona. Moczenie we wrzątku usuwa z drewna garbniki i inne substancje, i rozmiękcza strukturę drewna. Cięcie nożem (to się tak nazywa, ale to jest duża maszyna z nożem, który wygląda jak, przykładowo dwumetrowy, nóż do heblarki), nawet najostrzejszym, powoduje zgniatanie drewna i zniekształcanie jego struktury. Ten fornir czasami bardziej przypomina barwiony papier toaletowy, niż drewno. To dotyczy tych najcieńszych fornirów. Czasami zdarza mi się zajmować meblem, który był kryty właśnie tego typu fornirem. W przypadku niektórych gatunków drewien współczesny fornir bardzo niewiele różni się od starego oryginału, najlepszym przykładem jest tu orzech amerykański.
Na powyższym zdjęciu fornir jesionowy, grubości 1,5 mm, cięty nożem. Widać wyraźne pofalowanie powierzchni, nóż zgniatał włókna. Uszkodzenia te są na wskroś grubości, nawet heblowanie i szlifowanie nie usuwają ich, pozostają jako dodatkowy element rysunku drewna.
Współcześnie technologia cięcia nożem jest także używana do uzyskiwania fornirów o grubości 1,2 do 2 mm. Te już są o wiele przydatniejsze do celów remontowych, ale ich powierzchnia często pozostawia wiele do życzenia, powyrywane włókna, spękania, odkształcona powierzchnia to najczęstsze wady. Wady te powodują, że nie widzę możliwości uzupełnienia w sposób zadowalający ubytków powierzchni fornirowanej, przykładowo, orzechem ciętym piłą za pomocą forniru ciętego nożem. Różnica jest ogromna i wynika z zupełnie innej struktury drewna. Dotyczy to także innych gatunków drewna.
Fornir cięty nożem zupełnie inaczej przyjmuje wykończenie i stąd daje charakterystyczny efekt końcowy. Efekt ten odbieram jako nieco mętnawą, pozbawioną głębi powierzchnię. Zupełnie inaczej jest w przypadku forniru ciętego piłą. Jego powierzchnia nie różni się od powierzchni drewna w masywie bo przecież jest to cienki listek drewna.
W związku z małą/żadną przydatnością fornirów nożowych, rozwiązaniem, które najchętniej stosuję, jest fornir cięty piłą. Czasami można kupić taki fornir, ale najczęściej tnę go sam. Nie ma dla mnie większego znaczenia, z punktu widzenia przydatności, czy jest to piła mechaniczna czy też ręczna. Jeśli nie zależy mi zbyt na materiale i mam do pocięcia duży klocek to korzystam z piły mechanicznej moich przyjaciół M.K i K.T. Jednak zdarza się, że uzyskuję fornir poprzez ręczne cięcie. Mam dosyć dobrą piłę ramową i nie jest to zbyt uciążliwe zajęcie.
Na zdjęciu cięty piłą fornir/obłóg.
Wiele fornirów, szczególnie tych ciętych nożem, ma tendencję do deformowania się, nawet, jeśli je przechowywać w optymalnych warunkach. Taki zdeformowany fornir (zdjęcie powyżej) nie nadaje się do użytku, już samo nieodpowiednie wzięcie go do ręki grozi popękaniem dyskwalifikującym jego użycie w pracach stolarskich.
Jedynym sposobem, jaki znam, który umożliwia wyprostowanie forniru jest użycie gliceryny. Sporządzam 2% wodny roztwór gliceryny i za pomocą gąbki nawilżam obydwie strony forniru, nie za dużo, tyle by powierzchnia była połyskliwa. Odczekuję jakieś 10 minut i wkładam wilgotny fornir pod prasę, z obydwu stron obkładam go gazetami, z tym, że jako pierwszą warstwę używam szarego papieru pakowego, gazeta grozi pozostawieniem farby drukarskiej na fornirze. Zwykle trzymam fornir w prasie co najmniej dobę, w tym czasie kilkakrotnie zmieniam gazety na suche. W efekcie otrzymuję wyprostowany fornir (zdjęcie z prawej), ale, co ważniejsze, uelastyczniony gliceryną.